Kalendarz genialny w swojej prostocie.

Lodówka kupuje za nas ulubione przysmaki, odkurzacz sam odkurza podłogę, myjka sama myje okna, kosiarka sama koci trawę. Nawet żeby odsłonić zasłony czy włączyć piekarnik ie musimy wstawać już z kanapy. Coraz to nowsze technologie, aplikacje, programy, roboty wyręczają nas z kolejnych czynności, czasem nawet z myślenia. Czy nie zapędziliśmy się w tym cyfrowym świecie? Czy na pewno dobrze robimy oddając coraz więcej władzy nad człowiekiem w ręce komputerów.

Mam wrażenie, że cała ta elektronika kiedyś nas uwięzi i to dosłownie. Jednych „przykuje” do kanapy innym nie pozwoli wyjść z domu, bo przecież smarthome działa wtedy, gdy jest elektryczność. W przypadku awarii prądu, nie podniosą się rolety, nie otworzy się brama i klops.

Wszystkie te udogodnienia mają nas wyręczyć, zaoszczędzić nasz czas. Zarządzanie czasem, planowanie, to jedne z modniejszych teraz określeń. Nadmiar działań, zajęć, plus oczekiwania i wymagania, które niejednokrotnie sami na siebie nakładamy, powoduje, że faktycznie, bez strategii, planu działania, logistycznej i organizacyjnej ekwilibrystyki na miarę wojennego stratega, nie damy rady. Podstawowym elementem, bez którego również ja nie wyobrażam sobie życia jest kalendarz. Bez niego ani rusz. Godziny lekcyjne, zebrania, wyjazdy służbowe, zajęcia poza lekcyjne, przeglądy techniczne i stomatologiczne, urodziny babci, rocznica ślubu rodziców, imieniny cioci i pierdyliard innych wpisów, znajduje się w kalendarzu każdego z nas. Nie do spamiętania. Absolutnie. Chyba nie znam ani jednego człowieka, który obszedłby się w dzisiejszych czasach bez kalendarza.

A do tego jeśli dzielisz obowiązki z partnerem, mężem, żoną to warto mieć wspólny kalendarz, żeby i on był o wszystkim poinformowany, oraz po to aby synchronizować plany. To szczególnie ważne, jeśli jesteście aktywnymi zawodowo rodzicami. Układanie harmonogramu na najbliższe tygodnie czy miesiące wygląda jak planowanie lotów na większym lotnisku. Wiem co mówię i myślę, że zgadzasz się ze mną.

Powstaje teraz pytanie czy kalendarz elektroniczny czy analogiczny. Ja prowadzę oba. Ten elektroniczny po to, aby w każdej sytuacji móc sprawdzić co jest w planie na jutro czy za miesiąc. Ten analogowy, bo obok ważnych dat, zapisuje wiele notatek, komentarzy i dodatkowych ustaleń. A nasz wspólny, rodzinny kalendarz stanowi ściana w kuchni pomalowana tablicową farbą. Jednak przestało wystarczać na niej miejsca.

W odpowiedzi na ten problem znalazłam kalendarz, genialny w swojej prostocie. Duży, przejrzysty, ale nie nachalny. W mojej ocenie będzie prezentował się równie elegancko na ścianie w przestrzeni home office, w holu czy w kuchni właśnie. Jego prosty design jest szalenie estetyczny, a jednocześnie funkcjonalny. Pozwala w sposób bardzo czytelny zapisywać ważne informacje i plany na konkretny dzień. Nazwa kalendarza jest równie minimalistyczna jak jego forma. Kal jest kalendarzem ściennym, archetypowym w swojej konstrukcji. Składa się z eleganckiego haczyka aluminiowego i sześciu arkuszy grubego papieru. Na jednej karcie zapisane są dwa miesiące, na każdej stronie jeden.

photos: mat prasowe

Kal, projektu Stanisława Czarnockiego jest jak ostatni bastion autonomii człowieka w planowaniu naszej przyszłości. Zabrzmiało demonicznie? Obawiam się, że równie prawdziwie. Pomóżmy projektantowi w dokończeniu dzieła. Tu możesz wesprzeć projekt. Kal może trafić do naszych domów w najlepszym możliwym okresie, tuż przed rozpoczęciem nowego roku!

Napisz komentarz